Według przyjętego na początku lipca przez rząd projektu zmienić ma się tryb dostępu do informacji publicznej i jej ponownego wykorzystywania. Powstanie centralne repozytorium informacji publicznych, gdzie znajdą się informacje o szczególnym znaczeniu dla rozwoju innowacyjności i społeczeństwa informacyjnego. Jednocześnie, ze względu na ochronę porządku publicznego i ważnego interesu gospodarczego, projekt ogranicza dostęp do niektórych informacji publicznych, np. analiz prywatyzacyjnych zlecanych przez ministra skarbu państwa dla potrzeb gospodarowania mieniem skarbu państwa, w tym jego komercjalizacji i prywatyzacji. Projekt zakłada także ograniczenie dostępu do instrukcji negocjacyjnych - zgodnie ze zwyczajem międzynarodowym, do momentu podpisania umowy jej tekst nie będzie podawany do informacji publicznej.
To właśnie te ograniczenia wzbudziły kontrowersje wśród posłów opozycji. Jan Widacki z SLD wyjaśnił, że artykuł ten wymienia szereg sytuacji, w których informacja może być udzielona dopiero po zakończeniu czynności, której pytanie dotyczy. - Tutaj rodzą się pytania o zgodność tego projektu z konstytucją - powiedział Widacki. Niezadowolenie Sojuszu budzi pilny tryb prac na projektem. Według SLD, nie pozwala to na "dogłębną dyskusję oraz opracowanie koniecznych analiz i ekspertyz". - Nie wiem, co ma uzasadniać taki pośpiech rządu. Efekt będzie jeden - wyprodukujemy na koniec kadencji jeszcze jeden bubel prawny, którego konsekwencje będą długo, długo odczuwalne - ocenił Widacki. Przypomniał jednocześnie, że projekt wpłynął do parlamentu 13 lipca, w związku z czym zabrakło czasu na konsultacje nad tym dokumentem. - W tak krótkim czasie nie jesteśmy w stanie uchwalić dobrej ustawy. Nie znamy opinii GIODO, jak mamy decydować o tym projekcie? - pytał.
Jarosław Zieliński z PiS pytał natomiast, dlaczego projekt jest tak pilny i dlaczego pojawił się tuż przed wyborami parlamentarnymi. - To dziwne przyśpieszenie przed końcem kadencji. Co rząd chce w ten sposób załatwić? - zastanawiał się poseł PiS. Artur Górski z PiS mówił z kolei, że projekt jest kosztowny, a jego wprowadzenie doprowadzi do rozrostu administracji.
W ocenie wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Piotra Kołodziejczyka projektowana nowela jest ważna i potrzebna. Minister zaznaczył, że GIODO zgłosił do projektu kilkanaście uwag, ale niemających - jego zdaniem - zasadniczego znaczenia dla "oceny jakości tego projektu". - Koszty dla administracji nie będą tutaj istotne, a korzyści dla gospodarki będą znaczące - podkreślił wiceszef MSWiA. Dodał, że prace nad tym projektem trwały długo - ponad 1,5 roku - ze względu na konieczność przeprowadzenia uzgodnień z organizacjami pozarządowymi. - Właściwie większość postulatów strony społecznej została zrealizowana w tej ustawie. To jest ustawa, która ma zmienić przepisy na takie, które postawią Polskę w czołówce krajów udostępniających dane osobowe - tłumaczył Kołodziejczyk.
PAP, arb